środa, 9 lipca 2014

10

Czekałem w samochodzie na Michalinę, ale jakoś długo nie wracała. Wydało mi się to podejrzane, że wzięcie torebki i wrzucenie do niej kilku rzeczy zajmuje jej 10 minut. Postanowiłem pójść do domu i sprawdzić czy na pewno wszystko w porządku. Zamknąłem samochód i wróciłem pod dom. Kiedy chciałem otworzyć drzwi okazało się, że są zamknięte. Krzyczałem żeby mi otworzyła, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Zdenerwowałem się nie na żarty i wywarzyłem drzwi. To, co zobaczyłem, gdy przekroczyłem próg zmroziło mi krew w żyłach. Na dywanie w przedpokoju leżała Michalina w kałuży krwi. Podbiegłem do niej i sprawdziłem czy ma puls. Słabo wyczuwalny, ale był. Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem na pogotowie. Obiecali, że postarają się przyjechać jak najszybciej. Kiedy ponownie sprawdziłem puls nie wyczułem go. Zdenerwowany zacząłem wykonywać sztuczną resuscytację.
-Michalina błagam cię nie zostawiaj mnie. Nie możesz odejść, dzięki tobie odzyskałem chęć do życia. Proszę.
Nie wiem jak długo czekałem, ale kiedy przyjechało pogotowie błyskawicznie zabrali ją do szpitala. Chciałem jechać z nimi, ale pozwolili mi, bo nie jestem nikim z rodziny, a poza tym musiałem zadzwonić na policję żeby przyjechali i zdjęli odciski. Musieli złapać tego skurwysyna, który jej to zrobił. Chociaż ja miałem pewne podejrzenia do tego, kto jej to zrobił. Policja przyjechała po piętnastu minutach. Wpuściłem ich do domu, dałem klucze jednemu z policjantów, który obiecał przywieźć je do szpitala, kiedy tylko skończą. Wyskoczyłem z domu i zabójczym tempie dojechałem do szpitala. W recepcji siedziała jakaś pielęgniarka. Podszedłem do niej.
- Przepraszam, mogłaby mi pani powiedzieć gdzie znajduje się dziewczyna, którą przywiozła niedawno karetka?
-Chodzi o tą, która została poraniona nożem?
-Tak.
-Niech pan idzie pod salę operacyjną. Kiedy tylko ją tutaj przywieziono zabrano ją na stół. Straciła bardzo dużo krwi.
-Dziękuję pani.
-Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Szkoda jej, taka młoda, a tu takie nieszczęście.
Na nogach jak z waty udałem się pod salę operacyjną. Usiadłem na jednym z plastikowych krzesełek umieszczonych przy wejściu. Nie mogłem wybaczyć sobie tego, że stało jej się coś złego. Miałem jej pilnować, a dałem ciała na całej linii. Jeżeli ona nie przeżyje to będzie moja wina. Nie wiem ile tak siedziałem, ale w tym czasie mój telefon dzwonił chyba kilkaset razy. Nie miałem ochoty na rozmowę z nikim. Chociaż chyba powinienem zadzwonić do Michała i powiedzieć mu, co się stało. W końcu on i Michalina to najlepsi przyjaciele. Drżącymi rękoma wyjąłem aparat telefoniczny z kieszeni i wykręciłem numer Winiara. Odebrał po trzech sygnałach.
-No nareszcie, nie wiem Mario, co ty sobie wyobrażasz. Nie przywozisz Michaliny do nas, a przecież chyba wczoraj coś ustaliliśmy, nie przychodzisz na trening. Nawet nie wiesz jak Miguel się wykurzył. W ogóle to gdzie ty się podziewasz? Byłem przed chwilą u ciebie pod domem, ale nikogo nie ma. Halo słyszysz mnie?
-Jestem w szpitalu.
-Gdzie? Co ty tam robisz? Stało ci się coś?
-Nie, mi nie, ale Michalina…
-Mariusz, o czym ty do mnie mówisz do cholery.
-Przyjedź do głównego szpitala, nie mam ochoty na rozmowy.

6 komentarzy:

  1. o ja pierdziele...
    niech jej się nic powaznego nie stanie
    czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matkoo oby Michalina tylko przeżyła ;////

    OdpowiedzUsuń
  3. ej no ona musi żyć a tego idiotę Mikołaja niech policja zamknie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Umiesz przytrzymać człowieka w napięciu. :) Mam aby nadzieję, że Michalinie nic poważnego nie będzie... Nika

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiałaś urwać w takim momencie.Ona musi przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Żeby nic poważnego nie było!!!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń