Czekałem
w samochodzie na Michalinę, ale jakoś długo nie wracała. Wydało
mi się to podejrzane, że wzięcie torebki i wrzucenie do niej kilku
rzeczy zajmuje jej 10 minut. Postanowiłem pójść do domu i
sprawdzić czy na pewno wszystko w porządku. Zamknąłem samochód i
wróciłem pod dom. Kiedy chciałem otworzyć drzwi okazało się, że
są zamknięte. Krzyczałem żeby mi otworzyła, ale odpowiedziała
mi tylko głucha cisza. Zdenerwowałem się nie na żarty i
wywarzyłem drzwi. To, co zobaczyłem, gdy przekroczyłem próg
zmroziło mi krew w żyłach. Na dywanie w przedpokoju leżała
Michalina w kałuży krwi. Podbiegłem do niej i sprawdziłem czy ma
puls. Słabo wyczuwalny, ale był. Wyjąłem telefon z kieszeni i
zadzwoniłem na pogotowie. Obiecali, że postarają się przyjechać
jak najszybciej. Kiedy ponownie sprawdziłem puls nie wyczułem go.
Zdenerwowany zacząłem wykonywać sztuczną resuscytację.
-Michalina
błagam
cię nie zostawiaj mnie. Nie możesz odejść, dzięki tobie
odzyskałem chęć do życia. Proszę.
Nie
wiem jak długo
czekałem, ale kiedy przyjechało pogotowie błyskawicznie zabrali ją
do szpitala. Chciałem jechać z nimi, ale pozwolili mi, bo nie
jestem nikim z rodziny, a poza tym musiałem zadzwonić na policję
żeby przyjechali i zdjęli odciski. Musieli złapać tego
skurwysyna, który jej to zrobił. Chociaż ja miałem pewne
podejrzenia do tego, kto jej to zrobił. Policja przyjechała po
piętnastu minutach. Wpuściłem ich do domu, dałem klucze jednemu z
policjantów, który obiecał przywieźć je do szpitala, kiedy tylko
skończą. Wyskoczyłem z domu i zabójczym tempie dojechałem do
szpitala. W recepcji siedziała jakaś pielęgniarka. Podszedłem do
niej.
-
Przepraszam, mogłaby
mi pani powiedzieć gdzie znajduje się dziewczyna, którą
przywiozła niedawno karetka?
-Chodzi
o tą,
która została poraniona nożem?
-Tak.
-Niech
pan idzie pod salę
operacyjną. Kiedy tylko ją tutaj przywieziono zabrano ją na stół.
Straciła bardzo dużo krwi.
-Dziękuję
pani.
-Mam
nadzieję,
że wszystko będzie dobrze. Szkoda jej, taka młoda, a tu takie
nieszczęście.
Na
nogach jak z waty udałem
się pod salę operacyjną. Usiadłem na jednym z plastikowych
krzesełek umieszczonych przy wejściu. Nie mogłem wybaczyć sobie
tego, że stało jej się coś złego. Miałem jej pilnować, a dałem
ciała na całej linii. Jeżeli ona nie przeżyje to będzie moja
wina. Nie wiem ile tak siedziałem, ale w tym czasie mój telefon
dzwonił chyba kilkaset razy. Nie miałem ochoty na rozmowę z nikim.
Chociaż chyba powinienem zadzwonić do Michała i powiedzieć mu, co
się stało. W końcu on i Michalina to najlepsi przyjaciele.
Drżącymi rękoma wyjąłem aparat telefoniczny z kieszeni i
wykręciłem numer Winiara. Odebrał po trzech sygnałach.
-No
nareszcie, nie wiem Mario, co ty sobie wyobrażasz.
Nie przywozisz Michaliny do nas, a przecież chyba wczoraj coś
ustaliliśmy, nie przychodzisz na trening. Nawet nie wiesz jak Miguel
się wykurzył. W ogóle to gdzie ty się podziewasz? Byłem przed
chwilą u ciebie pod domem, ale nikogo nie ma. Halo słyszysz mnie?
-Jestem
w szpitalu.
-Gdzie?
Co ty tam robisz? Stało
ci się coś?
-Nie,
mi nie, ale Michalina…
-Mariusz,
o czym ty do mnie mówisz do cholery.
-Przyjedź
do głównego szpitala, nie mam ochoty na rozmowy.
o ja pierdziele...
OdpowiedzUsuńniech jej się nic powaznego nie stanie
czekam na kolejny :)
O matkoo oby Michalina tylko przeżyła ;////
OdpowiedzUsuńej no ona musi żyć a tego idiotę Mikołaja niech policja zamknie...
OdpowiedzUsuńUmiesz przytrzymać człowieka w napięciu. :) Mam aby nadzieję, że Michalinie nic poważnego nie będzie... Nika
OdpowiedzUsuńMusiałaś urwać w takim momencie.Ona musi przeżyć.
OdpowiedzUsuńŻeby nic poważnego nie było!!!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam ;*